środa, 20 listopada 2013
Wyjaśnienia
Witam wszystkich po przerwie. Jeżeli ktokolwiek czytał mojego bloga, to należą mu się wyjaśnienia, dlaczego nie piszę. Aktualnie nie mam czasu, ani weny, ponieważ zajmuję się rozkręcaniem biznesu (za coś trzeba żyć), także całą energię i wszystkie myśli jak na razie kieruję w tę stronę. Może jeszcze kiedyś wrócę do pisania, ale niestety jak na razie nie jest to moim priorytetem. Także jeżeli ktokolwiek był zainteresowany moim pisaniem, ( o ile tacy się znajdą ) przepraszam. Nie jest oczywiście powiedziane że bloga usuwam, będę tutaj zaglądać co jakiś czas, a może nawet pochwalę się moimi poczynaniami odnośnie biznesu. Możliwe też że wrzucę jeszcze jakiś rozdział, jak mnie najdzie wena :) Także jeżeli chcielibyście porozmawiać, to zapraszam. Kontakt do mnie macie. Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia ! ;)
środa, 13 listopada 2013
Zbieg okoliczności, czyli drugie imię Lizz
Ten
dzień minął jej bardzo szybko i zanim się zorientowała wybił czas powrotu do
domu. Rozstając się z Matt-em, nie wspomniała mu o tym że chciałaby zobaczyć go
jeszcze raz, ponieważ za bardzo się wstydziła. W drodze do domu zapomniała
nawet o tym że spotka dzisiaj znów Dann-a, miała zbyt dobry humor aby się tym
przejmować. Kiedy wróciła szybko pobiegła do swojego pokoju, żeby z nikim nie
rozmawiać. Włączyła komputer i sprawdziła wiadomości oraz swojego bloga. W jej
skrzynce odbiorczej widniała jedna nieprzeczytana wiadomość. Lizz pomyślała że
to z pewnością reklama, ale otworzyła ją, a jej treść była następująca:
„Cześć
Lizz, dziękuję za wspólnie spędzony czas. Mam nadzieję że jeszcze kiedyś się
zobaczymy. Pozdrawiam Matt.
P.S Twój adres
e-mail, znalazłem na Twoim blogu.”
Dziewczyna oniemiała. Z jednej
strony bardzo się cieszyła że chłopak do niej napisał i że podobał mu się
dzisiejszy dzień. Z drugiej jednak wydawało jej się dziwne, bo wiedział że blog należał do niej. Przez
chwilę patrzyła na wiadomość od chłopaka i miała mieszane uczucia, jednak po
chwili napisała szybko:
„ Cześć, mi również podobał się
dzisiejszy dzień. Ciekawi mnie tylko skąd wiesz że blog jest mój ?
Pozdrawiam Lizz.”
Przez dłuższą chwilę
czekała na odpowiedź, aż w końcu przyszła nowa wiadomość od chłopaka.
„ Nie było trudno
zgadnąć. W naszym miasteczku jest mało dziewczyn o imieniu Lizz. W blogu
napisałaś sporo o sobie i kiedy Cię zobaczyłem, od razu wiedziałem że to Ty.
Pozdrawiam Matt
P.S życzę wspaniałej reszty dnia.”
Dziewczyna czytała
wiadomość parę razy, aby jej przekaz w pełni do niej dotarł. Wiedziała że jej
miasteczko jest bardzo małe i nie ma tutaj dziewczyny o tym samym imieniu,
jednak z drugiej strony nie widziała tutaj nigdy Matt-a. „ Może dopiero co się
wprowadził” pomyślała Lizz, siedząc i wgapiając się w monitor komputera. Postanowiła
że nie odpisze na tę wiadomość, z resztą nawet gdyby chciała, to zwyczajnie nie
wiedziała co. Siedziała jeszcze tak przez chwilę, myśląc nad całą sytuacją, po
czym wyłączyła komputer i zaczęła czytać książkę. Czas jak zwykle minął
niesamowicie szybko i kiedy dziewczyna spojrzała za okno było już ciemno.
Spojrzała na godzinę, a zegarek pokazywał że właśnie wybiła 22:00. Lizz
skończyła czytać i odłożyła książkę na biurko, po czym oddała się swojemu wieczornemu
rytuałowi. Wpatrując się w księżyc
zadawała pytania dziadkowi odnośnie dzisiejszego spotkania. Zastanawiała się nad
zachowaniem Matt-a, dziwiły ją te zbiegi okoliczności. Najpierw pisał na jej
blogu, po czym się spotkali, do tego jeszcze był dla niej bardzo miły. Po
godzinnym rozmyślaniu doszła do wniosku, że raczej nie powinna się tym
przejmować. Widocznie jest taki z natury, co powinno ją raczej cieszyć, niż
martwić. Z tą właśnie myślą Lizz
położyła się do łóżka, po czym błyskawicznie zasnęła. Tym razem śniła o tym co
może przynieść jej kolejny dzień.
poniedziałek, 11 listopada 2013
Przystojny brunet, czyli najlepiej spędzony czas.
- Idziesz pojeździć ?
– zapytał nieoczekiwanie.
- Właściwie to… tak.
– odparła, nie wiedząc dlaczego lekko się czerwieni.
- Dobra, to chodźmy
przyszykować konie. – odparł z uśmiechem, a Lizz zaparło dech w piersiach. „ Zachowujesz
się jak idiotka. Przestań ! „ zganiła się w myśli, wstając z krzesła i idąc za
Matt-em do stajni.
- Który to Twój ? –
zagadnął ją, zaciekawiony.
- Ja… nie mam konia.
Przychodzę tutaj pomagać w zamian za jazdę. – odparła nieśmiało.
- Oh… szczęściara !
Możesz sobie wybrać którego chcesz. – odpowiedział uśmiechając się
dobrodusznie.
- Tak, to prawda. –
odparła, i pomyślała że nigdy nie patrzyła na to w taki sposób. Zawsze chciała
mieć swojego wierzchowca, ale chłopak miał rację, miała duży wybór. Zastanawiała
się też czy jego uśmiech faktycznie jest szczery i czy naprawdę jest taki miły,
czy tylko stwarza pozory. Po przejściach z Dann-em, Lizz nie spodziewała się
spotkać kogoś tak uroczego, a do tego tak przystojnego.
- Dobrze, w takim
razie pokażę Ci moją Wenus. – odparł, kierując się do boksu konia, który był
tutaj nowy. Matt założył kantar i przypiął uwiąz, po czym wyprowadził konia ze
stajni. Przywiązał go do słupka, żeby zwierzę nie uciekło. Lizz uważnie
przyjrzała się klaczy. Wenus nie była wysokim wierzchowcem, jednak miała
niesamowitą siwą maść. Kiedy zajrzało się w jej oczy, widać było spokój i
zaufanie do człowieka, widać że Matt dobrze się nią zajmował.
- Śliczna. – odparła
zachwycona Lizz, a chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. Był dumny ze jest posiadaczem,
tak niesamowitego wierzchowca.
- Jak wybierzemy się
na przejażdżkę, to dopiero zobaczysz jaka jest niesamowita. Nie ma sobie
równych w wyścigach, zawsze jest najszybsza. – odparł uśmiechając się lekko,
widocznie wspomnienie o tym sprawiało mu przyjemność.
- W takim razie, ja
przedstawię Ci Hebana. Będą dobrze do siebie pasować. – odparła i szybkim
krokiem oddaliła się do boksu. Tak samo jak Matt, dziewczyna założyła
zwierzęciu kantar, przypięła uwiąz i wyprowadziła go przed stajnię. Przywiązała
wałacha, tuż obok klaczy, żeby mogli się lepiej poznać.
- Oh… kare konie są
niesamowite ! – powiedział Matt, zbliżając się do Heban-a, aby go pogłaskać.
Kiedy do niego podchodził, zwierzę stało się nie spokojne. Koń zaczął
przestępować z nogi na nogę, co zdarzało mu się tylko wtedy kiedy czymś się
denerwował. Matt zauważył zachowanie wierzchowca i przystanął, bacznie mu się
przyglądając, po czym zrezygnował z głaskania i podszedł do swojego konia.
- Dobrze, to może
zajmijmy się już nimi, bo robią się nie spokojne. – powiedział ignorując dziwne
zachowanie konia, patrząc przyjaźnie na dziewczynę.
- Zdecydowanie tak powinniśmy
zrobić. – odparła, idąc po sprzęt do siodlarni. Szybko uwinęli się z
czyszczeniem i siodłaniem koni, po czym wsiedli i wyruszyli na przejażdżkę do
lasu.
- Jedź pierwsza, ja
jeszcze nie znam tej okolicy. – odparł Matt, a Lizz przyspieszyła tempa, aby
wyprzedzić chłopaka i jechać przed nim.
To
była najlepsza przejażdżka w jej życiu, ponieważ nigdy nie miała partnera do jazdy. Pomimo że
dziewczyna szła przed Matt-em i nie mogła go widzieć, wiedziała że on podąża za
nią, co sprawiało że czuła się bezpiecznie. Galopowali po otwartej przestrzeni, ścigając
się i śmiejąc. Wenus faktycznie była bardzo szybka i zwinna, jednak Heban,
dzielnie dotrzymywał jej kroku. Kiedy zwolnili, żeby dać koniom odpocząć,
rozmawiali jak starzy znajomi, którzy dopiero co spotkali się po latach, mieli
sobie tyle do powiedzenia. Lizz bardzo polubiła chłopaka i cieszyła się że
zawitał tak nie spodziewanie do stajni w której pracuje od lat. Mimo tego że
podczas tego miłego spotkania od czasu do czasu przypominała sobie o swojej
notatce na blogu i chłopaku, który podpisał się takim samym imieniem jak chłopak,
którego właśnie spotkała, ani słowem nie wspomniała o swoich rozterkach, nie
chciała psuć sobie wspaniałej zabawy. Miała tylko nadzieję że nie długo znów
się zobaczą.
sobota, 9 listopada 2013
Nowy mieszkaniec stajni
Kiedy obudziła się
następnego dnia, Lizz miała spuchniętą od płaczu twarz. Wyskoczyła z łóżka i
szybko się ubrała. Wciągnęła na siebie to co aktualnie znalazło się pod jej
ręką i zeszła do kuchni na śniadanie. Miała cichą nadzieję że jeszcze nikt nie
wstał i że nie spotka Dann-a. Niestety jednak mężczyzna był już na nogach i
akurat robił sobie jajecznicę, nucąc pod nosem jakąś nieznaną dziewczynie
piosenkę.
- No proszę, wstałaś
już ! – zagadnął do niej mężczyzna, uśmiechając się nonszalancko. Dziewczyna
zignorowała jego powitanie, co lekko go poirytowało.
- A Ty co ? Obraziłaś
się ? – zapytał zdumiony, jakby nie pamiętał swojego zachowania z wczorajszej
nocy. Lizz zmierzyła go tylko wzrokiem z pogardą, nic nie mówiąc.
- No dobra ! Nie
chcesz mówić to nie, zrobiłem Ci jajecznicę. – powiedział, podsuwając jej
talerz, z parującą, żółtą papką.
- Nic od Ciebie nie
chcę. – odparła i odsunęła talerz, chociaż strasznie burczało jej w brzuchu.
- Zachowujesz się jak
dziecko. No nic… jak nie chcesz to sam zjem. – odparł, zabierając jej dopiero
co postawiony przed nią talerz. Zaczął jeść, starając się jej pokazać że to
najlepsza jajecznica jaką jadł.
- Nie wiesz co
tracisz. – odparł z pełnymi ustami, aż kawałki jajecznicy zaczęły mu z nich
wypadać. Widząc to Lizz, odwróciła się z niesmakiem i postanowiła że dzisiaj
nie zje śniadania.
- Jesteś obrzydliwy.
– skwitowała z pogardą i zostawiła zdumionego mężczyznę samego w kuchni.
- Starałem się być
dla Ciebie miły ! Doceń to. – krzyknął za wychodzącą z domu Lizz, która udała
że go nie słyszy.
Dziewczyna jak zwykle skierowała się
do stajni. Postanowiła że tym razem najpierw oporządzi konie, a dopiero późnej
pojeździ. Kiedy już miała wchodzić do jednego z boksów, jej uwagę przyciągnął
koń stojący na samym końcu stajni. Podeszła do niego i stwierdziła że nigdy
wcześniej go tutaj nie widziała. Każde zwierzę które tutaj zamieszkiwało, znała
bardzo dobrze, więc nie mogła się pomylić. Przyglądała mu się przez chwilę, po
czym wróciła do boksu, którym miała się zająć i zaczęła pracę. Nie było to
wcale łatwe zadanie, ponieważ do wyczyszczenia miała takich dziesięć. Na
szczęście niektóre wymagały tylko dościelenia, jednak pięć z nich należało
całkowicie oczyścić i wrzucić nową słomę. Zajęło jej to trzy godziny, co w
połączeniu z upałem jaki panował na dworze, było mordęgą. Kiedy dziewczyna
skończyła była cała mokra. Pot spływał jej dosłownie wszędzie, więc poszła
chociaż przemyć twarz, bo na więcej nie mogła sobie pozwolić. Kiedy już trochę
się orzeźwiła, usiadła na krześle, żeby trochę odpocząć po wyczerpującej pracy.
Zwróciła twarz do słońca i zamknęła oczy, siedziała tak przez chwilę delektując
się ciepłem, gdy nagle usłyszała kroki. Otworzyła oczy i z ciekawością
spojrzała, kto kręci się przy stajni. Był to przystojny brunet, który wyraźnie
podążał w jej stronę. Nie był tak wysoki jak Dann, jednak do najniższych nie
należał. Zbliżał się do niej, uśmiechając się przyjaźnie. Kiedy podszedł bliżej
dziewczyna od razu zauważyła kolor jego oczu. Był zielony i kojarzył się jej
tylko z oczami mężczyzny, który za każdym razem gdy się odezwał, wyprowadzał ją
z równowagi. To odkrycie przyprawiło ją o ciarki, jednak odwzajemniła uśmiech
nieznajomemu.
- Cześć, piękna
pogoda prawda ? – zagadnął ją chłopak.
- Tak to prawda, jest
wspaniała. – odparła Lizz i złapała się na tym że żałowała dziś swojego marnego
wyglądu. Po wysiłku, który towarzyszył pracy, była nadal spocona i czerwona na
twarzy. Ubranie jakie na sobie miała, było dobrane zupełnie przypadkowo. Więc
skończyła w szarych dresowych spodniach oraz czerwoną koszulką z białym misiem.
Jej fryzura też pozostawiała wiele do życzenia, ponieważ nawet nie zaprzątnęła
sobie głowy żeby uczesać włosy. Kiedy się nad tym zastanawiała, chłopak
przyglądał się jej z uśmiechem.
- Jestem Matt. –
przedstawił się brunet.
- Matt ? – zapytała
zaskoczona.
- Tak, a Ty jesteś… ?
– powiedział pytająco.
- Jaaa… jestem Lizz.
– odpowiedziała, zastanawiając się czy to jest ten Matt, który zostawił jej
wiadomość pod postem na jej blogu.
piątek, 8 listopada 2013
Prawdziwe oblicze Dann-a, tajemnica rozwikłana
Te dwa dni strasznie
jej się dłużyły. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Starała się nie wychodzić ze
swojego pokoju, żeby jak najmniej spotykać Dann-a, który zadomowił się w jej
domu na dobre. Bała się go i wolała go unikać, chociaż z drugiej strony uważała
że było w nim coś magnetycznego. Z pewnością był strasznie arogancki i chociaż
jeszcze tego nie pokazał, nie miała najmniejszych wątpliwości że był też po
prostu chamski. Zauważyła że miał specyficzny styl bycia, wyglądało to trochę
jakby wszystkimi gardził. Nie mogła tego jednoznacznie stwierdzić, ale możliwe
że mógł zachowywać się tak, tylko w stosunku do niej.
Ponieważ strasznie się nudziła,
postanowiła wejść na swojego bloga. Nadal był tam tylko jeden komentarz od
Matt-a. Lizz zastanawiała się przez chwilę co mu odpisać, aż w końcu napisała
tylko „ Tak” i wysłała wiadomość na serwer. Nie była zwolenniczką siedzenia
przed komputerem, więc tylko pobieżnie sprawdziła informacje ze świata i
wyłączyła maszynę. Żeby ten dzień jakoś minął sięgnęła po książkę i od razu
zatopiła się w lekturze. Przy czytaniu czas upływał bardzo szybko i zanim się
obejrzała, mama wołała ją na kolację. Starała się jak najszybciej zjeść, żeby
nie wdawać się w konwersację z Dann-em. Po posiłku znów wróciła do swojego
pokoju.
Kiedy zapadła noc,
dziewczyna usiadła na parapecie okna i zaczęła wpatrywać się w księżyc. Dziś
był bardzo wyraźny, ponieważ niebo było bezchmurne. Zawsze kiedy się w niego
wpatrywała, zdawało się jej że i on patrzy na nią. Lubiła chłód i spokój jaki
mogła znaleźć w jego oczach, dawały jej ukojenie. Blask jaki go otaczał, był
nie zwykły, „ Jaki dzisiaj jesteś piękny ! „ zachwyciła się dziewczyna,
wpatrując się intensywnie w jego żółte oczy. Dzień w dzień od siedmiu lat Lizz
przesiadywała na parapecie w swoim pokoju. Każdego wieczora wszystkie myśli
skupiała na jednym punkcie na niebie. Robiła to ze względu na swojego dziadka,
który nagle odszedł z tego świata, bez słowa pożegnania. Lizz wierzyła że
dzięki temu rytuałowi, kontaktuje się z nim. Wierzyła też że codziennie
wieczorem, księżyc daje jej siłę, żeby mogła przetrwać kolejny dzień. „
Dziękuję Ci za wszystkie wskazówki jakie mi dajesz. Zastanawia mnie tylko
ostatni sen. Dlaczego nie chcesz dać mi konkretnej odpowiedzi, tak jak to zawsze
robiłeś ? „ pytała, zamyślona dziewczyna.
- Chyba sobie
żartujesz, że gadasz z księżycem ?! Jesteś nie normalna ! – powiedział Dann,
chichocząc pod nosem.
- Jak tutaj wszedłeś
? Drzwi były zamknięte. – powiedziała Lizz ze zgrozą.
- Normalnie, tak jak
się wchodzi przez drzwi. Nacisnąłem klamkę i… - zaczął się tłumaczyć mężczyzna.
Wyraźnie go to bawiło.
- Skąd przypuszczenia
że rozmawiam z księżycem, skoro nic nie mówiłam ? – przerwała mu w połowie
zdania dziewczyna i spojrzała w zielone oczy Dann-a. Chociaż w pokoju było
ciemno, Lizz zauważyła że oczy mężczyzny znów miały ciemniejszy odcień niż
zwykle, co przyprawiło ją o ciarki.
- A Ty co? Myślisz że
nie znam Twojego „ sekretu „ ? – odparł z pogardą, wyraźnie akcentując ostatnie
słowo.
- Znałem Twojego
dziadka.
- Ty… znałeś… niby
skąd ? – zapytała wstrząśnięta nową wiadomością dziewczyna.
- Wiem że zmarł jak
miałaś dziesięć lat. Wiem że myślisz że rozmawiając z księżycem, rozmawiasz z
nim. – odparł Dann, robiąc przerwę, aby dokładnie zobaczyć jakie wrażenie
wywarły na dziewczynie jego słowa.
- Wiem też że
wszystkie swoje problemy zrzucasz na jego barki… jak jakiś bachor, który nie
potrafi wybrać sam sobie szkoły ! – wrzasnął na dziewczynę, co przyprawiło ją o
drżenie rąk.
Lizz
przestraszyła się nie na żarty. Nie miała pojęcia skąd ten obcy facet znał jej
dziadka, z którym była zżyta bardziej niż z matką. Spędzała z nim każdą chwilę,
aż do tragicznego wypadku samochodowego, w którym zginął. Długo nie mogła się
po tym pozbierać. Ale wiedziała że on ją pilnuje i nigdy nie pozwoli żeby stała
jej się krzywda. Nie miała pojęcia, skąd Dann wie o jej sekrecie, a tym
bardziej dziwiło ją to że wie z jakimi problemami Lizz zwraca się do dziadka o
pomoc.
- Wyjdź z mojego
pokoju ! – powiedziała z zimną krwią, rzucając na niego, ostre jak brzytwa
spojrzenie.
- Wariatka ! Gada ze
zmarłymi. – zaczął prześmiewać się mężczyzna.
- Idź się lecz dziewczyno ! – zasyczał, co
sprawiło że w kącikach jej oczu pojawiły się łzy.
- Nic o mnie nie
wiesz ! Nie masz prawa… - zaczęła wojowniczo, lecz w środku zdania rozkleiła
się zupełnie i zaczęła płakać.
- Tak myślałem…
bachor. – skwitował Dann parskając i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
- Dupek ! – wydarła
się Lizz, tak żeby mężczyzna ją usłyszał, po czym zatopiła się w swoim
nieszczęściu, cofając się o 7 lat wstecz. Znów przeżywała wypadek od nowa, a
wszystko to za sprawą mężczyzny, który nagle zjawił się w jej domu i przewrócił
jej świat do góry nogami. „Nienawidzę Cię” pomyślała i rzuciła się na łóżko
szlochając.
Tajemnicza wiadomość
Odkąd
wyszła ze szpitala nie śniło jej się nic. Sen który nawiedzał ją przez dwa
tygodnie, nagle zniknął. Zastanawiała się co jest powodem tak nagłej zmiany i
przypomniała sobie że może na jej blogu ktoś zamieścił odpowiedź. Szybko
włączyła komputer i zalogowała się na swoje konto. Zobaczyła że ktoś pozostawił
komentarz pod jej postem.
„
Witam Lizz. Chyba wiem jak wyglądała Twoja brama ze snu. Pod moim postem
zamieszczam zdjęcie tej bramy. Powiedz mi czy taka Ci się śniła. Pozdrawiam
Matt.”
Dziewczyna
z bijącym sercem otwierała załącznik do komentarza. Kiedy jej oczom ukazała się
dokładnie taka sama brama jak z jej snu, Lizz zamarła. „ Skąd on wiedział że
ona tak wygląda ? „ zaczęła się zastanawiać i miała już mu odpisać, kiedy
stwierdziła że jednak jeszcze poczeka. Wolała się najpierw nad tym zastanowić.
- Z tego co wiem, to
matka kazała usunąć Ci ten post. – powiedział Dann stojąc za jej plecami, a
dziewczyna podskoczyła, krzycząc ze strachu.
- Chcesz żebym
dostała zawału ? – powiedziała z wyrzutem Lizz, oddychając miarowo żeby
uregulować, przyspieszone bicie swojego serca.
- Nie myślałem że
jesteś taka wrażliwa. – odparł mężczyzna, widocznie nic sobie nie robiąc z
przerażenia dziewczyny.
- Masz się nie
zakradać do mojego pokoju ! – odparła wojowniczo, kiedy udało już jej się nieco
uspokoić. Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi w geście obronnym, ale powiedział
tylko.
- Śniła Ci się taka
brama, jak w tym załączniku ?
- Dlaczego Cię to
interesuje ? To chyba nie Twoja sprawa… - odparła Lizz.
- Oj, przestań już
robić z siebie taką groźną. – powiedział rozbawiony Dann.
- To chyba normalne,
wtargnąłeś do mojego domu.
- Wyjaśnimy coś sobie…
- odparł mężczyzna, zbliżając się do Lizz. Jego oczy przybrały barwę
intensywnej zieleni, co bardzo zaniepokoiło dziewczynę. Poczuła się zagrożona,
coś dziwnego było w tym człowieku.
- Po pierwsze, nie
wtargnąłem do Twojego domu, a zostałem zaproszony. Po drugie, lepiej żebyś nie
odnosiła się do mnie takim tonem, bo możesz jeszcze potrzebować mojej pomocy, a
wtedy…
- Dann, wystraszyłeś
ją. – odparła Rose, opierająca się o futrynę drzwi. Mężczyzna słysząc te słowa,
szybko odsunął się od dziewczyny, a jego oczy znów przybrały jasnozieloną
barwę.
-Przepraszam. –
odparł tylko, a dziewczyna uświadomiła sobie że nie oddycha. Oczy mężczyzny
wywarły na niej tak duże wrażenie, że nie była w stanie nic powiedzieć.
- Ja… chyba pójdę
pojeździć. – odparła w końcu.
- Lizz, nie jestem
pewna czy to jest dobry pomysł. Dopiero co wyszłaś ze szpitala. – powiedziała
zaniepokojona matka, patrząc na nią z troską.
- Mamo, nic mi nie
będzie. Obiecuję. – odparła z zapałem dziewczyna.
- Zostań jeszcze te
dwa dni w domu. – powiedziała matka, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- No dobra… ale tylko
dwa dni ! – powiedziała Lizz, zastanawiając się jak wytrzyma siedzenie i nic
nie robienie.
- Dobrze, to teraz
chodźmy coś zjeść. – odparła, uśmiechając się matka dziewczyny.
- Na reszcie jakiś
sensowny pomysł ! – ucieszył się Dann, a Rose spojrzała na niego karcącym
wzrokiem. Mężczyzna widocznie się zmieszał, co lekko rozbawiło Lizz. „ Olbrzym
powalony wzrokiem” pomyślała i z lepszym już humorem zeszła po schodach do
kuchni.
Nie chciany mieszkaniec domu
Lizz
leżała w szpitalu jeszcze dwa dni, ale ponieważ po wypadku zostały tylko
zadrapania i siniaki na jej ciele, mogła wracać do domu. Mama przyjechała po
nią samochodem i kiedy wsiadła i usadowiła się na fotelu nie mogła dłużej
wytrzymać i musiała zadać jej to pytanie.
- Mamo, kim jest Dann ? Usłyszała jak matka
wstrzymuje powietrze. Już myślała że kobieta jej nie odpowie, kiedy nagle się
odezwała.
– Stary znajomy, nie mówiłam Ci o nim, bo
dawno się nie widzieliśmy.
- Dlaczego więc nagle
się pojawił ? – zapytała zaciekawiona Lizz i spojrzała na matkę, która przez
dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Dawno temu,
wyświadczyłam mu przysługę, teraz on mi się odpłaca. – odpowiedziała.
Dziewczynie ta odpowiedź nie wystarczyła, a jedynie pogłębiła jej ciekawość.
Stwierdziła jednak że nie będzie więcej wracać do tego tematu. Uznała że kiedy
przyjdzie na to czas matka sama jej wszystko powie.
- Mamo, znów śnił mi
się ten sen… - powiedziała, przypominając sobie o dziwnym zakończeniu. Matka
spojrzała na nią z uwagą, po czym znów skupiła wzrok na drodze przed sobą.
– Tym razem miał inne
zakończenie niż zwykle. – stwierdziła Lizz i czekała na odpowiedź mamy. Ona
jednak milczała, chyba się nad czymś zastanawiała, albo po prostu była skupiona
na jeździe.
– Mamo ! Mówię do
Ciebie ! – krzyknęła dziewczyna, a kobieta aż podskoczyła.
- Lizz ! Wystraszyłaś
mnie. Oszalałaś ? – odpowiedziała z wyrzutem i spojrzała na naburmuszoną córkę.
– To jak się skończył ten sen ?
- Ta postać przed
bramą… to byłam ja. – powiedziała dziewczyna i mimo wcześniejszemu wybuchowi i
niechęci do matki, była ciekawa jej reakcji. Przez sekundę wstrzymała
powietrze, bo była bardzo zaaferowana nowym odkryciem, ale matka odpowiedziała.
- Oh… To tylko sen,
nie przejmuj się nim. – Dziewczyna nie oczekiwała takiej reakcji. Myślała że
matka chociaż trochę będzie zainteresowana, tym co męczy od wielu dni jej
córkę. Postanowiła że o nic już jej nie zapyta, matka znów zachowywała się
dziwnie, więc na nic jej próby rozmowy z nią. Dalej jechały w milczeniu.
Kiedy podjechały pod dom, a Lizz
wysiadła z samochodu jej oczom ukazał się wysoki blondyn o zielonych oczach.
- Dann ?! Co Ty tutaj
robisz ? – zapytała zaskoczona i zmieszana dziewczyna.
- Cóż za miłe
powitanie. Wspaniale Cię znów widzieć młoda damo. – odparł z uśmiechem
mężczyzna.
- Mamo… co jest grane
? – zapytała, odwracając się i spoglądając na milczącą matkę.
- Dann z nami
zamieszka na jakiś czas. – odparła niepewnie kobieta.
- Chyba żartujesz !!
– krzyknęła wzburzona dziewczyna. – Nie ma mowy, ja z nim nie mieszkam !
- A co to za awersja
? Nawet mnie nie znasz. – odparł chichocząc Dann, po czym szybko się
zreflektował.
- No właśnie i to
jest ten problem ! – odgryzła się Lizz.
- Rose, myślałem że
trochę ją utemperowałaś… - powiedział znużony, przewracając oczami.
- Wejdźmy lepiej do
domu i tam porozmawiamy. – odparła kobieta ledwo słyszalnym głosem.
- Ja z nim nie gadam.
– odparła Lizz i weszła do środka, trącając ramieniem mężczyznę.
- Hej ! Uważaj ! –
wrzasnął do wchodzącej do domu dziewczyny, po czym powiedział szeptem do Rose.
- Nie zły z niej numer.
- Wcale nie jesteś
lepszy. – odparła kobieta otwierając drzwi.
- Wiem. – odparł
zadowolony mężczyzna, zagadkowo się uśmiechając, po czym wszedł za Rose do
domu, zamykając za sobą drzwi.
czwartek, 7 listopada 2013
Spotkanie
Śniło
się jej że leciała. Znów ujrzała pięknie zdobioną, złotą bramę przy której
stała tajemnicza postać. Lizz tym razem zauważyła że małe, złote figurki
zdobiące bramę przedstawiają malutkie aniołki ustawione w różnych pozycjach.
Nie które z nich siedziały, inne leciały, ku górze, były też leżące, nie które
nawet wyglądały jakby się modliły, wszystkie jednak były piękne i ten widok
zafascynował Lizz. Przed bramą znów stała obrócona plecami do dziewczyny postać
i wyciągała rękę w stronę wejścia, jednak brama nadal była zamknięta. Widoczne
było że na coś czekała, może chciała przekroczyć wrota, jednak nie wiedziała
jak to zrobić. Lizz zaczęła podchodzić do tajemniczej postaci, jednak ona nagle
odwróciła się, a zaskoczona dziewczyna po chwili ujrzała... samą siebie. Stała
przez chwilę, nie mogąc uwierzyć co przed chwilą odkryła. Już miała coś
powiedzieć kiedy usłyszała głos mamy, a sen powoli zaczął ją opuszczać.
Dziewczyna stojąca przed bramą rozpłynęła się i Lizz otworzyła oczy.
- Odnaleźli ją, jak
mam ją teraz chronić ? - zapytała mama, ale Lizz nie mogła dojrzeć kto jest jej
rozmówcą.
- Nic nie rób,
widocznie nadszedł czas. - odpowiedział mężczyzna.
- Mamo, z kim
rozmawiasz? -zachrypiała dziewczyna, a kobieta podbiegła do jej szpitalnego
łóżka.
- Ohhhh... Lizz,
obudziłaś się ! - odparła zadowolona mama i zaczęła ją gładzić po policzku.
- Gdzie ja jestem ?
Co się stało?- zapytała zdezorientowana dziewczyna i rozejrzała się po pokoju.
- Jesteś w szpitalu,
bo miałaś wypadek. - odparł mężczyzna, który wcześniej rozmawiał z mamą.
- A ja jestem Dann,
jestem przyjacielem Twojej mamy. - mówiąc to spojrzał wymownie na kobietę,
gładzącą swoje dziecko po policzku.
Lizz
postanowiła mu się uważnie przyjrzeć. Zdziwiło ją to że mężczyzna twierdził że
miał dobre kontakty z jej matką. Dziewczynie wydawało się że mama o wszystkim
jej mówi, a z pewnością nie wspominała o żadnym znajomym, a co dopiero o
przyjacielu. Spojrzała na niego wyzywająco i od razu rzucił jej się w oczy jego
wzrost. Mężczyzna był znacznie wyższy od jej matki, a ona nie należała do
niskich kobiet, na oko mógł mieć dwa metry. Z powodu jego wzrostu wiek, był ciężki do określenia,
ale patrząc na tryskającą energią twarz, stwierdziła że ma około 25 lat. Miał niesamowity kolor oczu,
jasnozielony, co w połączeniu z jego bladą cerą i blond czupryną dawało
zadziwiającą mieszankę. W jego wzroku było coś intrygującego, jakby skrywał
tajemnicę.
Mężczyzna
chyba wyczuł wzrok dziewczyny, bo spoglądał na nią pytająco. Lizz spuściła
szybko wzrok i zapytała zaskoczona.
- Wypadek ?
- Tak, jakaś para,
która akurat przechadzała się po lesie, znalazła Cię pod drzewem nieprzytomną,
widocznie musiałaś spaść z konia. - odparła mama.
- Ale to nie
możliwe... Heban jest spokojnym koniem. - powiedziała cicho dziewczyna.
- Widocznie coś go
musiało przestraszyć. Pamiętasz czy coś widziałaś ? - dopytywał się Dann.
- Nie... chyba nie.
Nie wiem. - odparła zakłopotana dziewczyna.
- Tak myślałem... -
powiedział zamyślony mężczyzna, wpatrując się w szpitalne okno.
Wypadek
"Ciekawe
dlaczego mama się tak zdenerwowała, przecież nic złego nie zrobiłam. Nigdy nie
widziałam jej w takim stanie." zastanawiała się Lizz, idąc do stajni
pojeździć. Na szczęście, ze względu na to że pomagała oporządzać konie już od
dwóch lat, miała ten przywilej, że w każdej chwili mogła tutaj przyjść, wsiąść
na grzbiet wierzchowca i zapomnieć o wszystkich troskach. Oczywiście w zamian
za dalszą pomoc przy zwierzętach. Przychodziła tutaj za każdym razem kiedy
potrzebowała chwili spokoju, lub po prostu kiedy była zła. Dzisiaj musiała
przemyśleć zachowanie mamy. W dalszym ciągu również nie dawał jej spokoju
sen.
Wchodząc
do stajni przez sekundę zawahała się jakiego konia dziś wziąć na jazdę, po czym
skierowała się do boksu swojego ulubionego wierzchowca. Był to dziesięcioletni,
kary wałach, o bardzo łagodnym usposobieniu, nie sposób było go nie kochać.
Dzięki swojemu doświadczeniu nie był też zwierzęciem płochliwym, więc każdy
czuł się na nim bezpiecznie. Postanowiła że dzisiaj dla rozluźnienia siebie i
konia wybierze się na przejażdżkę do lasu. Więc kiedy skończyła go oporządzać,
wsiadła i ruszyła ścieżką, którą dobrze znała.
Bardzo
podobały się jej tutejsze tereny, las był idealnie przystosowany do przejażdżek
konnych. Jak zwykle na początek dała koniowi wolne wodze, on i tak wiedział
którędy ma iść. Z resztą las i tak nie był duży, więc nie miał dużego wyboru,
jak podążać utartym już szlakiem. Na szczęście nie było dziś upalnie, słońce
schowało się za chmurami, więc była to idealna pogoda na jazdę. Lizz pozwoliła
rozgrzać się swojemu wierzchowcowi po czym przyspieszyła tempa, przechodząc do
żwawego kłusa. Coś ją dziś niepokoiło, ale zrzuciła to na barki złego humoru i
nachodzącego ją snu. Stwierdziła że powinna cieszyć się przejażdżką bo później
jeszcze musi posprzątać w boksach i nakarmić konie.
Podczas
gdy przechodziła do galopu zerwał się nagły wiatr, co wydało jej się dziwne, bo
przecież oprócz chmur pogoda była nienaganna, galopowała jednak dalej. Zawsze
kiedy pędziła przed siebie na końskim grzbiecie czuła się wspaniale, była wtedy
wolna. W momencie kiedy o tym
pomyślała jej wierzchowiec stanął dęba, po czym zrobił zwrot i zaczął biec w
przeciwnym kierunku. Dziewczyna w ogóle nie spodziewała się takiego zachowania
zwierzęcia i straciła równowagę. Kiedy spadła prawa noga niefortunnie zahaczyła
jej się o strzemię. Wierzchowiec gnał przed siebie, a Lizz próbowała wydostać
zaklinowaną nogę, niestety nadaremnie. Koń biegnąc, ciągnął za sobą dziewczynę,
która walczyła o życie, bo wiedziała że za chwilę zwierzę skręci, chcąc jak
najszybciej dostać się do bezpiecznej stajni. "Pomóż mi!" wrzeszczała
spanikowana dziewczyna, aż koń skręcił, noga wypadła ze strzemienia a ona
uderzyła głową w drzewo i zemdlała.
Początek, czyli teraz wszystko się zaczyna.
"
Witam. Jestem Lizz. Mam 17 lat ( za dwa miesiące kończę 18, mama mówi że to
najlepszy czas w życiu każdego człowieka, bo w tym wieku wszystko się zaczyna.
Uważa że wtedy można osiągnąć wszystko czego się zapragnie. Nie wiem jeszcze
dokładnie o co jej chodzi, ale widocznie po skończeniu 18-stki się przekonam).
Mam 170 cm i ważę 60 kg. Mam długie czarne włosy (mama mówi że odziedziczyłam
po niej, ale jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim kolorze włosów. Co jakiś
czas się farbuje, a kiedy pytam się dlaczego, to twierdzi że bardzo szybko
nudzą się jej kolory i potrzebuje jakiś nowości). Najbardziej lubię w sobie
moje oczy. Mają niesamowity i intensywny kolor nieba. Wydaje mi się że one
akurat są po tacie, którego nigdy nie poznałam... dlatego je tak lubię.
Ogólnie
jestem bardzo zwykłą dziewczyną. Lubię czytać. Kiedy czytam wydaje mi się że
jestem w innym świecie. Lubię wyobrażać sobie że jestem głównym bohaterem
książki i że te wszystkie rzeczy które autor był w stanie wymyślić przytrafiają
się mnie. Na szczęście mam bogatą wyobraźnię, więc przychodzi mi to z
łatwością. Moim hobby jest jazda konna. Uwielbiam spędzać czas na świeżym
powietrzu w towarzystwie tych mądrych zwierząt. Na szczęście zaczęły się
wakacje więc staram się to robić jak najczęściej, bo pozwala mi to
"przewietrzyć" umysł.
A
teraz opowiem Wam co śni mi się od paru dni. Codziennie jest to ten sam sen,
bez żadnych modyfikacji nawet w najmniejszych szczegółach. Znam go już na
pamięć i w trakcie snu, dobrze wiem co się za chwilę wydarzy, jednak zawsze
budzę się z dziwnym przeczuciem, że za każdym razem znaczy coś innego.
Początek
snu jest bardzo niewinny. Bo śni mi się że otwieram okno w moim pokoju,
następnie chwilę spoglądam na piękne widoki jakie rozpościerają się wokół
mojego domu. W lecie są najwspanialsze, ponieważ można zobaczyć tysiące kolorów
kwiatów na łące, która wygląda jak naturalnie robiony różnokolorowy dywan. Jest
tam też piękne, samotne drzewo, które daje mi schronienie przed palącym
słońcem, kiedy pod nim siedzę i czytam. Przez krótką chwilę zachwycam się
widokiem, jednak po chwili wdrapuję się na parapet, chwilę się namyślam po
czym... skaczę. Jednak już po chwili okazuje się że wcale nie spadam, tylko
unoszę się lekko coraz wyżej, aż mogę zobaczyć całą łąkę z lotu ptaka. Jest
jeszcze piękniejsza, aż zapiera dech w piersiach. Kiedy znajduję się już na
takiej wysokości że mój dom wygląda jak domek dla lalek, nie lecę już wyżej
tylko zaczynam podążać przed siebie. Mijam wiele domów mojego miasteczka i już
po chwili znajduję się w następnym. Nie mam pojęcia jak długo trwa ten lot, ale
podczas niego widzę rzeczy jakie widziałam tylko w telewizji, lub w gazetach.
Wydaje mi się że lecąc odwiedziłam Europę, Azję, Afrykę, obie Ameryki oraz
Australię. Nie jestem jednak tego taka pewna, ponieważ nigdy nawet nie
przekroczyłam granicy mojego rodzinnego miasteczka. Kiedy zobaczyłam już te
wszystkie miejsca, wysokość mojego lotu obniżyła się, aż w końcu prawie mogłam
dotknąć nogami ziemi. I wtedy moim oczom ukazała się wysoka brama. Wyglądała na
bardzo solidną i wydawało mi się że była zrobiona ze szczerego złota. Była
bogato zdobiona w figurki jakiś postaci, jednak nie mogłam ich dojrzeć z tej
odległości. Była jednak zamknięta na kłódkę, a przed jej wejściem stała jakaś
postać. Nie mogłam dokładnie zobaczyć jak wygląda, bo stała tyłem do mnie,
jakby oczekując aż wrota bramy się przed nią otworzą. Wpatrywałam się w nią
przez chwilę jak zaczarowana, było w niej coś magicznego co hipnotyzowało,
pomimo tego że stała tyłem. Bił od niej jakiś wewnętrzny blask, co sprawiło że
postanowiłam że chcę ją poznać. Podfrunęłam do niej lekko (bo przecież wciąż
jeszcze nie dotykałam stopami podłoża) i kiedy już miałam ją dotknąć zawsze się
budziłam.
Jeżeli
ktoś z Was ma jakieś pomysły lub zna znaczenie tego snu, proszę niech napisze w
komentarzach. Bardzo chciałabym się dowiedzieć o co w nim chodzi, ponieważ
ciągle mnie prześladuje. Pozdrawiam Lizz."
Właśnie skończyła
pisać swoją notatkę na blogu, kiedy do pokoju weszła mama.
- Co robisz
Kochanie?- zapytała i spojrzała pytająco na ekran komputera.
- Piszę bloga.-
odparła dziewczyna.
- Tak ? A o czym ?-
zapytała zdziwiona mama.
- O sobie. Umieściłam
też tam swój sen, może ktoś z sieci będzie wiedział co on oznacza. - odparła
Lizz, patrząc na mamę, która od razu zabrała się do czytania. Po pewnej chwili
dziewczyna zauważyła na jej twarzy wypieki.
- Masz to natychmiast
usunąć! - powiedziała zdenerwowana mama.
- Jak to. Dlaczego? -
zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Za dużo o sobie
napisałaś. Jeżeli tego nie usuniesz, to ja to zrobię ! - zagroziła jej matka i
wyszła zdenerwowana z pokoju.
- Nawet nie znasz
mojego hasła!- wrzasnęła za nią zdezorientowana zachowaniem mamy dziewczyna.
- O to się nie martw.
Poradzę sobie!- odkrzyknęła jej mama, zostawiając dziewczynę z rozterką. Chwilę
tylko zastanawiała się co ma zrobić, aż w końcu ze złością pomyślała "Nie
będzie mi mówić co mam robić" i pośpiesznie wyłączyła komputer, bez
usuwania postu.
Wstęp
Budząc
się znów miała przed oczami nachodzący ją od paru dni sen. Był jak mantra
powtarzająca się każdego dnia, dawał nadzieję. Jednak przygnębiał ją, bo kładąc
się myślała o tym, aby przyśniła jej się odpowiedź, ale ona nie nadchodziła.
Zastanawiała się co robi źle... przecież tak długo się tego uczyła. Robiła to
już tyle razy, zazwyczaj skutkowało, jednak tym razem w wiadomość był jakiś
szyfr, którego nie mogła rozgryźć. Postanowiła nawet zajrzeć do senników w internecie,
miała nadzieję że znaczenie symboli da jej chociaż jakąś wskazówkę. Zawiodła
się jednak już na samym początku swych poszukiwań, ponieważ znaczenia słów były
zbyt ogólne, lub na każdej stronie znaczyły coś innego. " Daj mi
chociaż jakąś wskazówkę" pomyślała zrezygnowana dziewczyna.
- I jak masz coś ?
- zapytała zaciekawiona mama.
- Niestety, nie
wiem co robić. - odpowiedziała.
- Nie poddawaj się.
Może stwierdził że potrzeba na to trochę więcej czasu. - odparła mama,
przytulając córkę do piersi.
- Możliwe, ale nigdy
tak nie robił. - odpowiedziała zamyślona.
- Lizz, może to
coś poważniejszego niż wybór szkoły, czy zmiana miejsca zamieszkania. Może
przygotował dla Ciebie coś wyjątkowego. - odpowiedziała matka dziewczynki ze
śmiechem.
- Bardzo zabawne.
Pragnę przypomnieć że przeprowadzka to było dla Ciebie wielkie przeżycie. -
odparowała dziewczyna.
- Oj, tylko tak
się śmieję, żebyś przestała się przejmować. Chodź na śniadanie, zrobię Ci
tosty. - odpowiedziała, wychodząc i zostawiając zamyśloną dziewczynę. - Idziesz
?
- Idę ! - krzyknęła
dziewczyna i pobiegła za mamą do kuchni. " Jutro się zastanowię nad
znaczeniem tego snu..."
Subskrybuj:
Posty (Atom)