Kiedy obudziła się
następnego dnia, Lizz miała spuchniętą od płaczu twarz. Wyskoczyła z łóżka i
szybko się ubrała. Wciągnęła na siebie to co aktualnie znalazło się pod jej
ręką i zeszła do kuchni na śniadanie. Miała cichą nadzieję że jeszcze nikt nie
wstał i że nie spotka Dann-a. Niestety jednak mężczyzna był już na nogach i
akurat robił sobie jajecznicę, nucąc pod nosem jakąś nieznaną dziewczynie
piosenkę.
- No proszę, wstałaś
już ! – zagadnął do niej mężczyzna, uśmiechając się nonszalancko. Dziewczyna
zignorowała jego powitanie, co lekko go poirytowało.
- A Ty co ? Obraziłaś
się ? – zapytał zdumiony, jakby nie pamiętał swojego zachowania z wczorajszej
nocy. Lizz zmierzyła go tylko wzrokiem z pogardą, nic nie mówiąc.
- No dobra ! Nie
chcesz mówić to nie, zrobiłem Ci jajecznicę. – powiedział, podsuwając jej
talerz, z parującą, żółtą papką.
- Nic od Ciebie nie
chcę. – odparła i odsunęła talerz, chociaż strasznie burczało jej w brzuchu.
- Zachowujesz się jak
dziecko. No nic… jak nie chcesz to sam zjem. – odparł, zabierając jej dopiero
co postawiony przed nią talerz. Zaczął jeść, starając się jej pokazać że to
najlepsza jajecznica jaką jadł.
- Nie wiesz co
tracisz. – odparł z pełnymi ustami, aż kawałki jajecznicy zaczęły mu z nich
wypadać. Widząc to Lizz, odwróciła się z niesmakiem i postanowiła że dzisiaj
nie zje śniadania.
- Jesteś obrzydliwy.
– skwitowała z pogardą i zostawiła zdumionego mężczyznę samego w kuchni.
- Starałem się być
dla Ciebie miły ! Doceń to. – krzyknął za wychodzącą z domu Lizz, która udała
że go nie słyszy.
Dziewczyna jak zwykle skierowała się
do stajni. Postanowiła że tym razem najpierw oporządzi konie, a dopiero późnej
pojeździ. Kiedy już miała wchodzić do jednego z boksów, jej uwagę przyciągnął
koń stojący na samym końcu stajni. Podeszła do niego i stwierdziła że nigdy
wcześniej go tutaj nie widziała. Każde zwierzę które tutaj zamieszkiwało, znała
bardzo dobrze, więc nie mogła się pomylić. Przyglądała mu się przez chwilę, po
czym wróciła do boksu, którym miała się zająć i zaczęła pracę. Nie było to
wcale łatwe zadanie, ponieważ do wyczyszczenia miała takich dziesięć. Na
szczęście niektóre wymagały tylko dościelenia, jednak pięć z nich należało
całkowicie oczyścić i wrzucić nową słomę. Zajęło jej to trzy godziny, co w
połączeniu z upałem jaki panował na dworze, było mordęgą. Kiedy dziewczyna
skończyła była cała mokra. Pot spływał jej dosłownie wszędzie, więc poszła
chociaż przemyć twarz, bo na więcej nie mogła sobie pozwolić. Kiedy już trochę
się orzeźwiła, usiadła na krześle, żeby trochę odpocząć po wyczerpującej pracy.
Zwróciła twarz do słońca i zamknęła oczy, siedziała tak przez chwilę delektując
się ciepłem, gdy nagle usłyszała kroki. Otworzyła oczy i z ciekawością
spojrzała, kto kręci się przy stajni. Był to przystojny brunet, który wyraźnie
podążał w jej stronę. Nie był tak wysoki jak Dann, jednak do najniższych nie
należał. Zbliżał się do niej, uśmiechając się przyjaźnie. Kiedy podszedł bliżej
dziewczyna od razu zauważyła kolor jego oczu. Był zielony i kojarzył się jej
tylko z oczami mężczyzny, który za każdym razem gdy się odezwał, wyprowadzał ją
z równowagi. To odkrycie przyprawiło ją o ciarki, jednak odwzajemniła uśmiech
nieznajomemu.
- Cześć, piękna
pogoda prawda ? – zagadnął ją chłopak.
- Tak to prawda, jest
wspaniała. – odparła Lizz i złapała się na tym że żałowała dziś swojego marnego
wyglądu. Po wysiłku, który towarzyszył pracy, była nadal spocona i czerwona na
twarzy. Ubranie jakie na sobie miała, było dobrane zupełnie przypadkowo. Więc
skończyła w szarych dresowych spodniach oraz czerwoną koszulką z białym misiem.
Jej fryzura też pozostawiała wiele do życzenia, ponieważ nawet nie zaprzątnęła
sobie głowy żeby uczesać włosy. Kiedy się nad tym zastanawiała, chłopak
przyglądał się jej z uśmiechem.
- Jestem Matt. –
przedstawił się brunet.
- Matt ? – zapytała
zaskoczona.
- Tak, a Ty jesteś… ?
– powiedział pytająco.
- Jaaa… jestem Lizz.
– odpowiedziała, zastanawiając się czy to jest ten Matt, który zostawił jej
wiadomość pod postem na jej blogu.
Ciekawy rozdział. Dann jest niezmiennie urokliwy - przypomina mi na swój sposób jakieś zwierzę, postać z innego świata, którą jakimś cudem wciśnięto w ludzkie ciało. Może to przez jego brak taktu i nieokrzesanie.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, jak potoczy się dalsza znajomość Lizz z Mattem... Widać, że przypadek wziął sobie do serca to, by rządzić jej życiem.
Pozdrawiam,
Wicca
Właśnie tak chciałam żeby czytelnicy postrzegali Dann-a, bardzo ładnie to ujęłaś ! Jestem z siebie dumna że chociaż jedna osoba to zauważyła :D
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam. ;)
Rany, nie ujmuj tego w ten sposób, bo zacznę myśleć, że jestem jakimś dziwnym czytelnikiem. Drugi raz w ciągu dwóch dni czytam, że zauważyłam coś ważnego, czego nie dostrzegli inni. To zły znak :D
UsuńDlaczego zły :D Ja tam uważam że dobry, bo umiesz się wczuć w opowiadaną historię, nawet jeżeli pisze ją marny pisarz ;)
UsuńJestem niezmiernie ciekawa co potoczy się dalej, codziennie odwiedzam Twojego bloga i każdy post czytam z wielkim zaangażowaniem i zainteresowaniem. Czekam na dalsze losy Lizz :)
OdpowiedzUsuńTo znowu ja - Szept.
Dann'a lubię coraz bardziej . Ma swój urok, pomimo nieokrzesania mnie się kojarzy albo ze zwariowanym doktorkiem albo z nietypowym gentelmenem:p
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego:p
Witam. Dziękuję za komentarz na moim blogu. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy to piękny szablon, gratuluję. Niestety tekst jest troszkę nieczytelny i musiałam wytężyć swoje marne ślepia, żeby się doczytać. Natomiast co do samego rozdziału to jest całkiem konkretny. Co najważniejsze- zwięzły. Spodobała mi się postać tego Danna, ma coś w sobie. Za to nie spodobał mi się wątek z końmi, nie lubię tych zwierząt. Będę czekać na powiadomienie o kolejnym rozdziale, pozdrawiam i zapraszam ponownie na http://trondgein.blog.pl/
OdpowiedzUsuń